tag:blogger.com,1999:blog-16535179514869961652024-02-20T11:12:24.057+01:00Zasłyszanew autobusieAnonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.comBlogger48125tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-66055555279352551572012-02-16T11:04:00.000+01:002012-02-16T11:04:24.550+01:00Noc w południe<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">Południe. Autobus linii 141.- Obudziłem cię? - chłopak zaczyna rozmowę przez telefon. - A to sorry! Myślałem, że już wstałeś. Ale sorry. Powiedz mi, co ja wczoraj robiłem? Nie było siary? A nie rzygałem? To dobrze. Nie no co ty, nic nie pamiętam. To dobrze. A przyjdziesz dzisiaj do mnie na jaranie? No to fajne. To jeszcze raz sorry, że cie obudziłem. Na razie. Dobranoc.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-82266385947742304302012-01-16T15:59:00.002+01:002012-01-16T15:59:30.562+01:00Jowita to czyta<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">Zima zawitała do Warszawy. Pojawił się mróz, spadł śnieg, zaczął wiać zimny wiatr. Ludzie marzną na przystanku, wśród nich ja. Tramwaj długo nie przyjeżdża. Trzęsę się zmrożony.</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">Wreszcie coś nadjeżdża, wpadam do środka, czym prędzej, za mną inni, wypychają mnie do środka, stają tuż za mną. Jest ciasno, ale jak nigdy, tłok mi nie przeszkadza. Jest ciepło i to się liczy.</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">Obok mnie młode dziewczyny, rozmawiają o Tweeterze. Jedna z nich, żali się drugiej: - Ty też tego nie używasz... - wzdycha rozżalona. - Powinnaś zacząć. Nikt mnie nie followuje, czuje się jak ciota. Sama sobie tam piszę. Co najwyżej Jowita to czyta...</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-16254753244449275272011-10-25T15:50:00.002+02:002011-10-25T15:51:47.955+02:00Okno, to przeklęte okno<div style="text-align: justify;">W pociągu z Lublina do Warszawy tłoczno. Udało mi się znaleźć miejsce – nie najlepsze, bo przy samych drzwiach przedziału, ale lepsze to niż nic. Przede mną mężczyzna w okularach czyta popularny prawicowy tygodnik „Uważam rze”. Co chwilę poprawia koszulę i podciąga spodnie, które i tak są już prawie na wysokości klatki piersiowej. Dwie dziewczyny siedzące obok mnie raz wchodzą, raz wychodzą z przedziału. Ciągle muszę podkurczać nogi, trzymać je przy samym siedzeniu. W rogu pod oknem jakiś starszy pan w za dużym białym swetrze z minionej epoki. Na pierwszy rzut oka wieśniak, który nie wiadomo po co jedzie do stolicy, ale kiedy dzwoni jego telefon, kulturalnie opuszcza przedział i zaczyna rozmawiać jak prawdziwy inteligent – akcent, artykulacja i wymowa w najlepszym porządku.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Pociąg zatrzymuje się na jakiejś stacji. Przedział niemal pustoszeje. Zostaję sam z mężczyzną czytającym gazetę, który po chwili wychodzi. Pewnie do wagonu restauracyjnego, albo za potrzebą. Do przedziału włazi kobieta w średnim wieku. W lewej ręce wiadro, którym taranuje sobie drogę, z tyłu w prawej walizka, która miota się jej we wszystkie strony i blokuje w drzwiach przedziału. Kobieta szarpie się chwile, próbuje uwolnić od uścisku drzwi. Udało się. Walizka wyskoczyła i z impetem dostałem nią po kolanie. Jej właścicielka chyba tego nie zauważyła, bo bez słowa, nawet bez „dzień dobry”, nie mówiąc już o „przepraszam” usiadła pod oknem, wiadro trzymając między nogami, a walizkę na kolanach.<br />
<br />
</div><div style="text-align: justify;">Po chwili wszedł młody chłopak. Usadowił się po przeciwnej stronie pod oknem, choć nie było to takie łatwe, bo wiadro kobiety blokowało sporą część podłogi. Zasłonił twarz kurtką powieszoną na wieszaku i zasnął.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Pociąg już ruszył. Do przedziału wrócił mężczyzna czytający gazetę. Wydawało się, że podróż będzie od tej chwili lżejsza, przedział nie był przepełniony, można było odetchnąć chłodniejszym powietrzem.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Wtedy otworzyły się drzwi i za pozwoleniem siedzących już pasażerów dosiadła się trzyosobowa rodzina: matka, córka i dziadek. Dziadek usiadł koło mnie, matka z córką na środkowych fotelach vis-a-vis dziadka.<br />
<br />
</div><div style="text-align: justify;">Jeszcze rozmieszczali swoje bagaże, jeszcze się usadawiali na fotelach, kiedy matka powiedział nieopatrznie: - Jakaś baba mnie przy wejściu wiadrem potraktowała – mówiąc to czule masowała piszczel lewej nogi. Jakaż konsternacja zapanowała, kiedy córka dostrzegła wiadro stojące tuż obok i jego właścicielkę. Matka zdębiała, córka zachichotała pod nosem. W końcu obie zaczęły chichotać i śmiać się zakrywając rękami usta. Kobieta z wiadrem nie zareagowała.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Podróż się dłużyła. W przedziale nie działała klimatyzacja. Zaczęło się robić duszno. Rodzina zaczęła wymieniać między sobą uwagi na temat gorąca. Dostało się PKP, bo w PKP tak zawsze. Dostało się Polsce, bo w Polsce to norma, że okna pozamykane.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Wreszcie dziadek wstał, żeby na prośbę wnuczki okno otworzyć. Poszarpał się chwilę z zacinającym się mechanizmem, ale okno udało się uchylić. Zasapany staruszek wyszedł na korytarz, gdzie było zdecydowanie chłodniej. Rząd szeroko otwartych okien dawał tam dużo więcej ochłody niż jedno okienko w przedziale.<br />
<br />
</div><div style="text-align: justify;">Nie minęło pięć minut, kiedy obudził się śpiący do tej pory chłopak. Zbytnio schłodzony zimnym powietrzem, które od pięciu minut wiało prosto na niego, zamknął okno i ponownie zapadł w sen.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Córce nie spodobało się zachowanie chłopaka. Kiedy ten zamykał okno, ona zrobiła wielkie oczy i wymownie spojrzała na matkę, ale nie zrobiła nic, zrobił natomiast dziadek, który po dziesięciu minutach wrócił do przedziału. Złapał za uchwyt i znów otworzył okno. Wnuczka odetchnęła świeżym powietrzem. Po chwili jednak młody chłopak spod okna się obudził i znów zamkną okno, które wpuszczało na niego zbyt duże ilości powietrza. Córka nie wytrzymała. Zaczęła głośno i wyraźnie tłumaczyć matce, że teraz w przedziale będzie duszno, że jej samej będzie za gorąco i że nie ma zamiaru się pocić. Młody chłopak spod okna słuchał tych narzekań i wreszcie bezpośrednio zwrócił się do córki. - To może pani sobie tu usiądzie – zaproponował. Dziewczyna trochę zmieszana, ale z udawana pewnością siebie powiedziała, że z chęcią usiądzie, bo chce mieć dostęp do świeżego powietrza.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Okno zostało otwarte, skłóceni pasażerowi zamienili się miejscami i reszta drogi przebiegała już spokojniej. Tylko biedna dziewczyna, która siedziała pod oknem marzła do samej stolicy okładana zimnymi powiewami wiatru.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-44947478688060490572011-09-14T20:30:00.001+02:002011-09-14T20:30:39.431+02:00Telefon<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">Kobieta rozmawia przez telefon w autobusie: - To poczekaj, zadzwonię do ciebie z pracy. Nie będę sobie tutaj nabijać. No, jeszcze nie jestem, ale zaraz będę, to zadzwonię. To pa.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-75084498257817592192011-08-03T10:22:00.001+02:002011-10-25T15:50:48.236+02:00Łopatka, a może w zestawie z grabkami?<div style="text-align: justify;">Przystanek przy skrzyżowaniu ulicy Kinowej i alei Waszyngtona. Pulchna, starsza pani stojąca z kilkuletnim wnuczkiem zgina się do okienka kiosku. Pyta o coś, tłumaczy. Za nią młody chłopak, który chce kupić bilet. Rozgląda się nerwowo, podchodzi do krawędzi chodnika, sprawdza czy jego autobus już nie nadjeżdża. Wraca pod kiosk.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Starsza kobieta ciągle coś mówi do sprzedawcy. Po chwili sięga ręką do okienka i wyciąga z niego łopatkę. Ogląda ją, pokazuje wnukowi. Ten jest niezadowolony, kręci głową i łopatka wraca do kiosku.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Młody chłopak robi się coraz bardziej nerwowy. Zerka na ulice, w oddali widać już jego autobus, który zaraz podjedzie. Młodzieniec ciągle jednak nie ma biletu.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Kobieta wyciąga z kiosku inne zabawki. Tym razem jest to zestaw: łopatka, grabki i coś jeszcze, czego zidentyfikować nie mogę. Starsza pani ogląda wszystko dokładnie. Tymczasem chłopak niemal skacze już po kioskiem. Już się nie może doczekać swojej kolei, autobus się zbliża już stoi na światłach, zaraz włączy się zielone i będzie na przystanku.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Chłopak zużywa resztki swojej cierpliwości, bo kobieta zakup zaczęła konsultować z wnukiem. W myślach niecierpliwego młodzieńca starsza, pulchna pani zmienia się w starą, grubą babę. – Ileż można kupować łopatkę?! – myśli zapewne chłopak. I właściwie ma trochę racji, bo łopatka to nie jest samochód, ani samolot, pojemności skokowej nie ma, aerodynamika też ważna nie jest, ważny jest kolor i już.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Zielone. Autobus rusza. Starsza kobieta płaci za zabawki. Och, jakże długo trwa wydawanie reszty. – Bilet poproszę! – rzuca chłopak zanim kobieta zdąży zabrać resztę. Po co te pytania?! Jaki? Normalny? Ulgowy? Jednorazowy? A gdzie jest autobus, już jest, podjechał. Szybko. Jeszcze reszta! Znowu, jak to długo trwa.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Ma bilet, ma resztę, biegnie. Sprint na 30 m. Piii, piiii, piiiiiii! Zaraz drzwi się zamkną! Jest w środku. Udało się, zdążył. Teraz tylko wyrównać oddech.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-55278797334626575082011-07-09T13:20:00.000+02:002011-07-09T13:20:18.249+02:00Kijki nie dla każdego<div style="text-align: justify;">W osiedlowym sklepie na Saskiej Kępie starszy pan z laską robi niewielkie zakupy: – I jeszcze jogurty mi pani da – zwraca się do ekspedientki. – Jogurt już u pana stoi – zwraca uwagę kobieta. – A to w takim razie już wszystko – mężczyzna sięga po portfel.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">- A jak pan się czuje? – pyta ekspedientka.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">- Wie pani, dopiero miałem pierwszy dzień rehabilitacji. Ale powiem pani, że całkiem dobrze – wyjaśnia mężczyzna szukając w portfelu drobnych.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">- Kijki sobie pan kupi</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">- Ach, kijki! – mężczyzna prawie się oburza. – Nie będę z siebie pajaca robił.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">- Dlaczego pajaca. Tyle osób to robi.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">- Robią, kupują to, a źle robią. Nierówno – mężczyzna macha ramionami imitując ruchy, które wykonują ludzie ćwiczący nordic walking, czyli kijki. Po chwili dodaje: – Wloką te kijki za sobą. Jak już robić to dobrze. A nie kupują kijki i tylko pajaców z siebie robią.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-64477169191520661062011-02-02T16:50:00.003+01:002011-02-02T17:00:28.611+01:00McWorld<div style="text-align: justify;">W przymierzalni jednego ze sklepów odzieżowych w Barcelonie para Amerykanów wymienia uwagi na temat czegoś, co chcą kupić: - Tak, tak... Ewidentnie potrzebujesz rozmiaru XXL - słyszę.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-61042165354516033612011-01-25T20:50:00.002+01:002011-01-25T20:54:23.767+01:00Zasłyszane przez Kapuścińskiego<div style="text-align: justify;">Poniżej publikuję dwie historie, które znalazłem przypadkiem w "Lapidarium IV" Ryszarda Kapuścińskiego. Świetnie pasują do wszystkich innych historyjek zamieszczonych w tym blogu.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><br />
<div style="text-align: justify;">"W tramwaju nr 15, który jedzie na Ochotę - kłótnia. - Co się pani pcha! Mogłaby pani przeprosić! - Ja? Przeprosić? Cham jeden! - Cham? To pani słoma wystaje z butów! Moja rodzina była zameldowana w Warszawie już w XIV wieku! Itd., itp.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">W Warszawie, jeżeli ktoś chce komuś naprawdę ubliżyć, ośmieszyć go i sponiewierać - wytyka mu jego wsiowe pochodzenie. Dla mieszkańców tego miasta nie może być większej obrazy, zniewagi, policzka niż przypomnieć mu, że on, jego ojciec lub dziadek przyjechali tu ze wsi - co w stosunku do dziewięćdziesięciu procent mieszkających tu ludzi jest właśnie prawdą! Jakiż nieznośny kompleks, jakaż wyniosła pogarda dla własnych korzeni, które chciałoby się za wszelką cenę ukryć, jeszcze głębiej w ziemi zakopać. Szlachecka mentalność - jakże ciągle żywa! szlachecka, arystokratyczna".</div><br />
<div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">"1.10.1998</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Pociąg do Katowic. W przedziale troje młodych ludzi. Jadą do Bielska-Białej. Cały czas rozmawiają po polsku, ale językiem, który słabo rozumiem. Tematem są oprogramowania. Ktoś coś dobrze oprogramował, a ktoś coś - źle. Ktoś szybko, a inny - zbyt wolno. Szef dał komuś program do oprogramowania, ale ona/on zamiast oprogramować natychmiast, najpierw po cichu, na boku oprogramowała/ł jakiś prywatny program. - Ale ten program szefa - uspokaja dziewczyna - w końcu oprogramował Marek. Więc dwaj, którzy tego słuchają, oddychają z ulgą. Marek bowiem, jak mówią, jest bardzo, bardzo zdolny - oprogramuje każdy program. Inaczej z Irkiem. Temu dać co oprogramować! No nie, nie!</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">I tak dokładnie w tym stylu przez bite trzy godziny. Język! Są zamknięci w tym elektroniczno-komputerowym języku i nie sposób zorientować się, czy istnieje dla nich jeszcze jakiś świat, świat barw, dźwięków, zapachów, wrażeń, nastrojów, uczuć, przeżyć, czy też - wszystko, łącznie ze wschodami i zachodami słońca, z szumem lasu i morza, z zapachem łąk i ogrodów trzeba zaprogramować w program, żeby go potem natychmiast i bezbłędnie - oprogramować".</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Źródło: <a href="http://wyborcza.pl/kapuscinski/1,104862,459893.html">http://wyborcza.pl/kapuscinski/1,104862,459893.html</a></div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-42329047872699108182011-01-10T15:51:00.002+01:002011-01-10T16:14:04.994+01:00Nowoczesna toaleta, nie jakiś tam kibel<div style="text-align: justify;">To była ciężka podróż. Podróż, która męczyła zanim się jeszcze zaczęła. Najpierw był komunikat. Pani z megafonu ogłosiła, że pociąg "z przyczyn technicznych jest opóźniony o piętnaście minut", a opóźnienie może ulec zmianie. Nie dziwił zatem kolejny komunikat, który informował, że pociąg z tych samych tajemniczych przyczyn technicznych jest opóźniony o kolejne dziesięć minut. PKP "serdecznie przeprosiło" za zmianę i pozostawiło stojących na peronie ludzi w oczekiwaniu na dalsze informacje.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Pasażerowie zaczęli się niecierpliwić. W końcu już prawie pół godziny stali na zimnym i wietrznym peronie, który za sprawą remontu dworca, pozostawiał wiele do życzenia. Ludzie zaczęli rozmawiać, wspólnie narzekać na PKP. Po chwili na peronie pojawiła się telewizja. O, tej to się można wyżalić, wynarzekać, wylać swoje smutki i pretensje!</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Pociąg przyjechał po siedemdziesięciu pięciu minutach (ledwie do niego wsiadłem, bo zmarznięty poszedłem napić się gorącej herbaty, a tu miła pani ogłasza, że pociąg już stoi i zaraz odjeżdża). Kiedy wpadłem do pociągu, wydawało się, że nie ma wolnych miejsc. Wagony były nowoczesne, podobne do tych które jeżdżą w metrze. Wszystkie siedzenia były już zajęte. - Trzy godziny stania... - pomyślałem. Ale po chwili, jakimś cudem, znalazły się dwa wolne miejsca. Tuż obok toalet, ale co tam, źle siedzieć, to lepiej niż dobrze stać! Usiadłem, a wraz ze mną Ania - dziewczyna, z którą zacząłem rozmawiać w ramach zabicia czasu w oczekiwaniu na pociąg. Więc siedzimy.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Ludzie po woli znajdują miejsca i okazuje się, że wcale nie jest tak tłoczno jak się na początku wydawało. Pociąg rusza, a ja zadowolony, że siedzę, że w ogóle jadę, zaczynam rozmawiać z moją nową koleżanką.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Rozmowę przerywa toaleta. A właściwie, to co wokół niej się dzieje. Wagony są nowe, nowoczesne, toaleta więc też. Nie otwiera się jej jak zwykłego kibla, to jest wytwór XXI wieku, tu trzeba użyć przycisku. Naciska się go i drzwi się otwierają. Potem od wewnątrz jest kolejny przycisk, którym trzeba toaletę zamknąć. Ale to nie koniec! Jest jeszcze jeden przycisk, czerwony, który działa jak klucz, blokuje drzwi, żeby nikt z zewnątrz nie mógł toalety otworzyć, gdy w niej robi się, to co robi. I właśnie ten mały, czerwony przycisk spowodował tyle zamieszania...</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Przyszła pani, która chciała skorzystać z dobrodziejstw ubikacji. Ale nie wiedziała, jak ją otworzyć. Pomogliśmy jej wskazując przycisk. Później nie potrafiła zamknąć. Też wyjaśniliśmy. Niestety, czerwonego kluczyka już nie wcisnęła i pewien nieświadomy niczego młodzieniec, który również chciał wejść do środka, otworzył jej drzwi w trakcie czynności wysoce intymnej. Nie wiem gdzie patrzyli inni pasażerowie wagonu, ale ja spojrzałem w oczy kobiety zobaczyłem w nich przerażenie, zdumienie, bezradność i gniew. Zdezorientowany młodzieniec szybko zamknął drzwi i ze wstydu odszedł od toalety kilka dobrych metrów. Myślałem nawet, że zrezygnuje z użycia ubikacji.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Przez umiejscowienie naszych siedzeń z nowopoznaną Anią staliśmy się strażnikami ludzkiej godności. Kiedy ktoś chciał wejść do zajmowanej już toalety, ostrzegaliśmy przed popełnieniem faux pas. Na szczęście, po kilku minutach, zwolniły się dwa miejsca po drugiej stronie wagonu i nie zastanawiając się długo usiedliśmy na nich. Niech inni pilnują nowoczesnej toalety...</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-11030172078437295992010-12-23T17:10:00.002+01:002010-12-23T17:13:45.024+01:00Karny jeżyk<div style="text-align: justify;">Dworzec Centralny w Warszawie przed świętami pęka w szwach. Tłumy ludzi chcą się dostać do swoich bliskich, żeby z nimi spędzić kilka grudniowych dni. Do kas tworzą się długie kolejki. Ludzie stoją, niecierpliwią się. Wszystko idzie wolno, za wolno. Jak zwykle nie wszystkie kasy działają. Jak zwykle ludzie zaczynają narzekać. Bo jak zwykle jest bezmyślnie, bo jak zwykle przed świętami zmienili rozkład jazdy i jak zwykle nikt nic nie wie. W dodatku nad głowami czekających pracują czyściciele i czyszczą sufit dworca. Ma błyszczeć, lśnić bielą na Euro 2012. Ba, już lśni, bo połowa jest już oczyszczona.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Tak więc pod wpół błyszczącym sufitem, pasażerowie próbują kupić bilety na pociągi, które jeżdżą według nikomu nieznanemu rozkładu. Wśród nich ja. A przede mną młody chłopak, który zapomniał nadmienić kasjerce, że ma zamiar płacić kartą, a nie gotówką. W PKP to prawie zbrodnia, bo wtedy kasjerka musi powtórzyć niemal całą operację zakupu biletu.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">- Czemu pan nie mówił, że będzie płacił kartą? - zapytała nieco poirytowana kasjerka.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">- Bo pani nie pytała - odparł całkiem słusznie chłopak.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">- Ja nie muszę pytać - wyjaśniał kobieta - tu jest wyraźnie napisane, że jak pan chce płacić kartą, to trzeba to na początku zgłosić - powiedział wskazując na pomarańczową kartkę wywieszoną tuż obok głowy klienta.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Chłopak spojrzał na informację, przeczytał i powiedział: - Ale tu jest napisane, że w przypadku, kiedy chcę fakturę, a nie kiedy będę płacił kartą.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">- Kartą też jest - rzuciła pewna siebie kasjerka, zaczynając operację zakupu biletu od nowa.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">- A no, rzeczywiście... - chłopak trochę się zmieszał, bonie często zdarza się, że to PKP ma rację - W takim razie przepraszam. Obiecuję poprawę - powiedział, dodając - Mam nadzieję, że nie ukarze mnie pani karnym jeżykiem.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Kasjerka roześmiała się i kiwnęła głową na znak, że żadnego karnego jeżyka nie będzie. Wszak za karę będzie jechał pociągiem.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-61416995210528335732010-12-23T12:15:00.000+01:002011-01-02T21:36:30.483+01:00Nie daleko pada jabłko...Na przystanku autobusowym córka mówi do matki: - Może idziemy tam z buta, co?<br />
<br />
- Pojebało cię? Nie chce mi się taki kawał zapierdalać! - odparła matka.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-19292571085291045912010-11-15T12:48:00.003+01:002010-12-10T19:43:29.471+01:00Biedny człowiek<div style="text-align: justify;">- Biedny, chory człowiek z downem - myśleli o nim ludzie, którzy jechali autobusem. Siedział na ostatnim siedzeniu, miał zamknięte oczy i co chwilę wył wniebogłosy. Ludzie zerkali, dziwili się, patrzyli ze współczuciem, niektórzy chichotali, jedna pani się śmiała. Śmiała się bez oporów, a opory powinna mieć tym większe, że siedziała tuż obok wyjącego chłopaka.<br />
<br />
</div><div style="text-align: justify;">Autobus jedzie i jedzie, ludzie ciągle zerkają, pani się śmieje, a ja słucham wyjącego i zaczynam dostrzegać w wyciu jakiś sens. Zaczynam słyszeć w tym zawodzeniu pojedyncze słowa. Spomiędzy bolesnego "yyyyy.." i "aaaaa..." wyskakuje czasem bełkotliwe "seeeeerceee...", udało mi się usłyszeć "kłamstwooooo..." i "czuuuujeee...".<br />
<br />
</div><div style="text-align: justify;">Obracam głowę w stronę chłopaka. Widzę panią, która bez oporów się śmieje. Teraz zauważam, że kobieta próbuje czytać książkę, ale z powodu śmiechu nie może. Spostrzegam też słuchawki na uszach chłopaka. I wszystko staje się jasne. On nie wył, nie cierpiał, on po prostu śpiewał, śpiewał piosenkę razem ze swoim idolem. Oczywiście, ten śpiew pozostawiał wiele do życzenia, ale nie było to bolesne zawodzenie człowieka z dwonem, ale gorzko-słodki śpiew melomana.<br />
<br />
</div><div style="text-align: justify;">Autobus stanął na przystanku, meloman wstał wyszedł na ulicę i udał się w swoim kierunku śpiewając ze słuchawkami na uszach.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-79598484149237304092010-10-30T12:29:00.004+02:002011-01-11T17:39:23.432+01:00Nominacja<div style="text-align: justify;">Z przyjemnością chciałem powiadomić, że blog "Zasłyszane w autobusie" został niedawno nominowany do nagrody w konkursie "Syrenka w sieci". Jest to konkurs na najciekawsze strony poświęcone Warszawie i Mazowszu, organizowany jest przez miesięcznik "Stolica".<br />
<br />
</div><div style="text-align: justify;">Z przykrością muszę powiadomić, że blog żadnej nagrody nie otrzymał, nawet pocieszenia... Jednak niezmiernie mi miło, że ktoś go zauważył, a po zauważeniu i przejrzeniu jego zawartości stwierdził, że można go nominować do takiej prestiżowej nagrody.<br />
<br />
</div><div style="text-align: justify;">Jeszcze raz dziękuję i ubolewam, że nie mogłem być na gali wręczenia nagród, gdzie zapowiedziany poczęstunek mógłby ukoić mój ból po przegranej w niniejszym konkursie.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-89012935181785852002010-09-28T17:09:00.004+02:002010-11-15T12:49:38.558+01:00W Barcelonie<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">Mieszkam w Barcelonie. Pod względem komunikacyjnym to miasto sporo różni się od Warszawy. Nie ma tu właściwie korków, a autobusy nie mają ustalonego co do minuty rozkładu – na przystankach umieszczona jest tylko informacja, że w na przykład w godzinach między ósmą a dwunastą autobus jeździ co dziesięć minut. To wystarcza, bo Hiszpanie mają dość luźny stosunek do punktualności. Oprócz autobusów jest też metro, w porównaniu z warszawskim brudne i zapuszczone, z labiryntem korytarzy i korytarzyków, które trzeba pokonać zanim dojdzie się na właściwy peron. Są też tramwaje, ale tylko tyle, co kot napłakał. Jest i kolej podmiejska.</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">Na autobusy trzeba zwrócić tutaj największą uwagę, bo najbardziej różnią się od tych polskich. Wsiada się do nich tylko przez pierwsze drzwi, te od kierowcy, a wysiada pozostałymi. Może to wydać się nieco dziwne, bo w istocie trochę dziwne jest. Każdy od razu wyobraża sobie tłum pchający się do pierwszego wejścia, ale tłumu nie ma. Tłumem można nazwać tu grupkę dziesięciu ludzi, którzy wbrew pozorom nigdzie się nie pchają, tylko spokojnie czekają na swoją kolej. Nie muszą się pchać, bo nie muszą się obawiać, że kierowca odjedzie. Nie odjedzie, bo jest miły. Jest na tyle miły, że otwiera drzwi spóźnialskim, a niezorientowanym wytłumaczy w spokoju gdzie powinni wysiąść lub jaki przystanek znaleźć, żeby trafić w wybrane miejsce. Kierowcy w Barcelonie, ubrani wszyscy w biało-różowe koszule, uśmiechają się i odpowiadają „Dzień dobry”, kiedy pasażer wchodzi do autobusu. Ta życzliwość jest dla mnie niesamowita, to ona najbardziej odróżnia Warszawę od Barcelony.</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">Jeżdżę więc po Barcelonie autobusami i nadziwić się nie mogę, tej normalności, której w Polsce tak brakuje.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-82866311429921823052010-07-06T18:23:00.002+02:002010-07-06T18:43:18.742+02:00Pupa, pupala, dupa, dupala<div style="text-align: justify;">Mała, może trzyletnia, dziewczynka znudzona czekaniem na autobus zaczęła kopać w bogu ducha winną wiatę przystanku. Buch! Buch! Waliła z całych sił swoimi małymi, białymi bucikami. Buch! Buch!</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Nie kop w to, bo dostaniesz w pupalę - ostrzegła córkę troskliwa mama.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Mała zignorowała ostrzeżenie mamy i dalej waliła w blachę przystanku. Bach! Bach! Mała nóżka, ale huk niemiłosierny. Mama, tym razem bardziej stanowczo, znów ostrzegła córkę.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Jestem misiaaakiem - stwierdziła dziewczynka.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Już nie zmieniaj tematu - matka nie dała się zwieść - Jesteś przedszkolakiem, a nie żadnym misiakiem. I nie kop w to, bo dostaniesz w pupalę - zapowiedziała jeszcze raz.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- W dupę dostanę - powiedziała dziewczynka, jakby chciała poprawić swoją mamę. Mama nie zareagowała na słowa swojej córki. Ta na szczęście przestała kopać w blachę. Pokręciła się tylko na ławeczce i triumfalnie krzyknęła: - Dupskooo!!!</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Nie mów tak - obruszyła się mama - Tak nie wolno. To jest brzydko. Mówi się "w pupę".</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- "W pupę" jest ładnie?</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Tak.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Misiaki mają pupalę?</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Tak.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Misiaki mają pupalę, misiaki mają pupalę...</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-6796093433625568182010-07-06T17:55:00.004+02:002010-07-06T18:21:52.118+02:00Zdąży? Nie zdąży?<div style="text-align: justify;">Sytuacja opisana poniżej jest jedną z najdynamiczniejszych, jakie można zaobserwować w komunikacji miejskiej. Jest jak scena wycięta z filmu akcji, albo fragment relacji z zawodów sporów ekstremalnych. Oto mężczyzna w średnim wieku (więc doświadczony zawodnik) musi w tej samej krótkiej chwili wyskoczyć na przystanku z jednego autobusu i wskoczyć do drugiego, jadącego przed tym pierwszym. Potrzebne są szybkość, refleks i zimna krew.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Mężczyzna już ustawił się w najlepszej pozycji. Staną przy drzwiach kierowcy (bo z nich najbliżej do drugiego autobusu, który trzeba dogonić). Lekko przechylił ciało do przodu i skoncentrowany czeka na otwarcie drzwi.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">W tym czasie autobus przed nim, ten który jest celem, dojeżdża do przystanku, zwalnia, staje i otwiera drzwi, ludzie zaczynają wysiadać. Mężczyzna czeka, niecierpliwi się. Pojazd, w którym jedzie, w którym jest uwięziony, porusza się za wolno - przynajmniej jego zdaniem. Sekundy ciągną się w nieskończoność. Droga do przystanku wydaje się bezkresem.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Wreszcie dojeżdża. Drzwi się otwierają. Mężczyzna niczym chart wypuszczony z klatki wyskakuje ze zwierzęcym wzrokiem i biegnie do przodu w kierunku upragnionego autobusu. I już jest w ogródku, już wita się z gąską, kiedy nagle drzwi pojazdu zamykają się. - Trzask! - tuż przed nosem. Mężczyzna jeszcze macha, licząc na to, że kierowca dostrzeże go w lusterku. - Przecież jeszcze ja! Ja tu jestem! Ja wołam! - zdają się krzyczeć jego gesty. Ale nic z tego, autobus odjeżdża...</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Ale na tym nie koniec. Przecież trzeba wrócić do poprzedniego środka lokomocji. Mężczyzna odwraca się i teraz czym prędzej biegnie w kierunku drugiego pojazdu. Ależ by było gdyby i ten uciekł!</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Na szczęście udaje się. Jest w środku. Zziajany i niezwykle poirytowany posyła w stronę uciekiniera szczere życzenia: - Żeby ci się, gnoju, koło urwało! Żebyś nie dojechał! </div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-67899721747717962572010-06-21T17:22:00.005+02:002010-06-21T18:57:12.846+02:00Wybory 2010<div style="text-align: justify;">W autobusie pewna pani rozmawia z pewnym młodzieńcem. Młodzieniec jest piękny, dwudziestoletni. Z rozmowy wnioskuję, że pracuje w branży reklamowej. Pani natomiast, dwudziestolatką była już dość dawno, uroda też już nieco przeminęła.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Kobieta jest chyba dawnoniewidzianą krewną młodzieńca - tak mi się przynajmniej wydaje. Rozmawiają o tym, o czym zwykli rozmawiać ciotka z siostrzeńcem, czyli po trochu, bez zgłębiania tematu, o wszystkim i wszystkich.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Ciotka (nie już będzie ciotką dla ułatwienia) ma donośny głos, siedzę na końcu autobusu, oni na samym przodzie, a i tak słyszę wszystko wyraźnie. Rozmawiają o krewnych, kobieta pyta co u tego, co u tamtego, kiedy siostrzeniec (tak pozwolę sobie nazywać chłopaka) ściąga aparat z zębów, a czemu siostra jeszcze nie ściągnęła, mówią o pracy, o branży reklamowej, siostrzeniec mówi, że trzeba się szanować i nie brać wszystkiego co rzucą pod nos. Wreszcie ciotka pyta: - A na kogo wczoraj głosowałeś?</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Na Bronka - odpowiada chłopak.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Na kogo?</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Na Bronisława Komorowskiego.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Na kogo?! - dziwi się ciotka - Ja na Kaczyńskiego. Weź, ten Komorowski to nic nie wart. Piątkę dzieci ma, będzie jak Wałęsa, obłowi siebie i ich i znów będzie to samo! - emocjonowała się kobieta - [ktoś - tu pada imię, ale nie słyszę] ...głosowała na Napieralskiego, bo mówiła, że on taki młody, energiczny i przystojny. He, he...</div><div><br /></div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-29467185261616382792010-06-21T17:19:00.002+02:002010-06-21T17:22:04.931+02:00Lewa strona<div style="text-align: justify;">- A która to jest lewa strona? - pyta babcię kilkuletni wnuczek.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Ta po której jest lewa ręka - odpowiada babcia.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-76259175821145910392010-06-12T11:33:00.003+02:002010-06-12T12:03:34.726+02:00Licytacja<div style="text-align: justify;">Siedzę w kolejce na poczcie przy ulicy Kazimierzowskiej w Warszawie. Obok mnie rozmawiają dwie kobiety. Pierwsza z nich, starsza, siwiutka pani w za dużych okularach wstaje powoli z krzesła, mówiąc:</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Oj, nie mogę za dużo siedzieć bo mnie kręgosłup zaraz boli.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Druga z nich, spuszczając wzrok, przytakuje kiwając głową i szepcząc coś pod nosem.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Stać też długo nie mogę - kontynuuje starsza z kobiet - bo mam uszczerbioną kość w kostce.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Ja też mam problem, ale z piszeczelą. Też mam tutaj uszczerbione - mówi droga z kobiet pokazując na nodze miejsce, w którym "piszczela" niedomaga.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- O, Jezuu... - starsza z kobiet cichutko ze współczuciem komentuje niedolę swojej rozmówczyni, po czym dodaje - U mnie, w tej kostce, to jedna kość ociera o drugą i ją szczerbi. Lekarz powiedział, że to trzeba operacje zrobić.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Pani - mówi druga - ja to już operacji mam dosyć. Też powinnam zrobić, ale nie chce. Dziesięć w życiu przeżyłam i mam dość.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Jezuu... - siwiuteńka pani kręci głową - Ja to miałam kiedyś w pracy wypadek no i ten kręgosłup uszkodziłam i do dzisiaj mnie boli.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- No widzi pani, mnie to w ogóle lekarze mówią,że szczęściara jestem, że chodzę...</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Jezuu...</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- ...no, mówię pani. Ja mam problem z biodrami, z miednicą. Ja już na wózku powinnam dawno jeździć.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Jezuu...</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- A w ogóle, to ja nie mam dwóch żeber, mam wycięte. A te co mam, to w połowie poucinane...</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Moja kolej, wstaję i idę do okienka.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-51638398252396824882010-06-12T11:23:00.004+02:002010-06-12T12:17:11.000+02:00"On jest z nami"<div style="text-align: justify;">Sytuacja, czy wręcz sytuacyjka, przedstawiona poniżej nie jest historią przeżytą przez mnie. Znalazłem ją na www.bash.org.pl, gdzie można przeczytać wiele śmiesznych dialogów, prowadzonych głównie przez internautów. Mimo to, postanowiłem zamieścić ją tutaj (mam nadzieję, że autor nie będzie miał nic przeciwko), ponieważ jest tak uroczo śmieszna, że nie mogę się opanować. A ponadto akcja dzieje się w autobusie.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Internauta Przemo opowiada o tym co go spotkało: <przemo>Jadę dzisiaj 111. Mijam Ogród Saski i dopada mnie alergia, zaczynam łzawić i flukać. Mijam pl. Piłsudskiego gdzie budują krzyż ze sceną z okazji śmierci JP2. I jakaś starsza pani, widząc moje łzawiące oczy, mówi mi: - Niech pan nie płacze. On jest z nami. </przemo></div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-69387568776102742302010-05-31T21:05:00.003+02:002010-05-31T21:08:38.392+02:00Sposób na...<div style="text-align: justify;">- Musisz być trochę taki niepewny, miękki w nogach. Że niby się boisz, że chciałbyś to naprawić. Ja powiedziałem, że za bardzo nie wiem, co mam robić. Musisz, wiesz, tak trochę pokazać, że to od niej zależy twoja sprawa - powiedział student studentowi wychodząc od kierownika studiów.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-86222998498837716002010-05-11T10:55:00.002+02:002010-05-11T11:07:36.872+02:00Baza<div style="text-align: justify;">Wchodzę do autobusu, a tłum ludzi spycha mnie od razu wprost pod nosy dwóch łysych osiłków, którzy prowadzą żywiołową rozmowę: - Tu teraz będziemy skręcać? - Tak, tak - I tu jest teraz prosta i ona się łączy z Puławską? - No - A z drugiej strony z jaką się łączy? Żwirki i Wigur? - A nie wiem - Ale tam jakbyśmy jechali z drugiej strony to też byśmy dojechali, nie? - No też - A to już wiem, gdzie jesteśmy - No. I tu teraz popatrz po prawej - obaj mężczyźni odwracają głowy i wytężają wzrok. Autobus wjeżdża na Rakowiecką i po chwili mija więzienie: - O, patrz! Baza, baza! - uśmiecha się jeden z mężczyzn i macha ręką na przywitanie.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-40335728960299814322010-05-08T16:06:00.005+02:002010-05-11T10:57:10.242+02:00Krzysiu też nie miał<div style="text-align: justify;">Stoję na prawie pustym przystanku. Tylko obok na małej ławeczce siedzi suchy, sfatygowany starszy mężczyzna, który czeka na autobus. Pogoda jest dosyć ładna dlatego nie przeszkadza mi fakt, że autobus spóźnia się już kilka minut. To o tej porze normalne - jest popołudnie, wszyscy wracają z pracy, na ulice wyjeżdżają tysiące samochodów i stolica się zatyka. Tak jest codziennie od lat.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">W pewnym momencie mężczyzna na ławce nie wytrzymuje. Zaczyna się rozglądać i widząc, że stoję tuż przy rozkładzie jazdy pyta:</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Na jaki pan czeka?</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Na 167.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- O której jedzie?</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Już powinien dawno być - odpowiedziałem. Mężczyzna na chwilę się zamyślił. Rozejrzał się, wyciągnął szyję jakby chciał zajrzeć za horyzont i zobaczyć nadjeżdżający autobus. Spojrzał w prawo, w lewo, później na mnie. Założył nogę na nogę, znów się rozejrzał, znów spojrzał na mnie i zapytał kulturalnie:</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Kolego, masz może poratować drobnymi? - ja równie kulturalnie odpowiedziałem, że nie mam, choć było to jawne kłamstwo, bo drobnych miałem w brud. Ciążyły mi te drobne w portfelu tak, że nie mogłem się doczekać, kiedy je wreszcie wydam. Ale menelowi, nawet dobrze wychowanemu pieniędzy nie dam. On sam nie naciskał na mnie wcale, najwyraźniej widział, że jestem z tych, co nie dają.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Po chwili na przystanek przyszło dwóch chłopaków, gimnazjalistów chyba. Mężczyzna spojrzał na nich, zmierzył wzrokiem i zawołał, całkiem grzecznie: - Chodźcie tu na chwile... - chłopcy nie wiedzieli, jak zareagować, trochę się speszyli, ale podeszli. - Nie macie może drobnych? - zapytał mężczyzna. Ci także nie mieli, albo przynajmniej udawali, że nie mają. Mężczyzna trochę się już zirytował, bo drugi klient nie ma drobnych. Coś tam zaczął do nich mówić, o coś pytać. W pewnej chwili jeden z chłopców, wyraźnie oburzony rozmową, wyciąga portfel i demonstracyjnie otwiera mówiąc: - No nie mam! Nie mam!</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">W tym momencie mężczyzna, w geście obrażonej panienki, odwrócił głowę w drugą stronę, tak żeby nie patrzeć na chłopców i niezadowolony mruczy coś pod nosem.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Po chwili, koło przystanku zatrzymał się samochód i wysiadł z niego mężczyzna, który żwawym krokiem przeszedł przez ulicę. Zobaczył go przystankowy menel i rozpoznał w nim znajomego: - Krzysiuuuu! - krzyknął życzliwie do kierowcy auta. Ten równie serdecznie kiwnął mu ręką, uśmiechnął się i zawołał: - Nie mam! Na prawdę nie mam!</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-49106095902922516042010-03-23T17:37:00.003+01:002010-05-11T10:56:11.427+02:00Pieniądze leżą na ulicy<div style="text-align: justify;">Jadę autobusem przez Nowy Świat w Warszawie. Mogę spokojnie powiedzieć, że jadę ja, bo siedzę na pierwszym siedzeniu, z przodu autobusu. Mam widok jak kierowca, więc jadę. Jakaż to była uciecha, kiedy jako mały chłopiec mogłem usiąść na pierwszym siedzeniu. Łapało się wtedy kierownice tworzoną przez wyobraźnie i rękami naśladowało ruchy kierowcy, a ustami dźwięk silnika autobusu.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Autobus zatrzymał się na jednym przystanku, kierowca otworzył drzwi, odczekał chwilę, zamknął drzwi i ruszył. Nie ujechał jednak więcej niż dziesięciu metrów i zatrzymał się nagle bez wyraźnego powodu. Wstał i żwawo wyskoczył z autobusu.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Pewnie coś się zepsuło - pomyślałem. Kierowca przykucnął na chwilę, jakby oglądał koło autobusu. Po czym wstał uśmiechnięty trzymając w ręku dwadzieścia złotych: - Dosłownie, pieniądze leżą na ulicy! - krzyknął do pasażerów. Usiadł na swoje miejsce i ruszył.</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1653517951486996165.post-32977477825498613312010-02-25T17:19:00.002+01:002010-05-07T16:30:27.133+02:00Tłusty czwartek<div style="text-align: justify;">Stoję na przystanku. Jest brzydka pogoda: zimno przeszywa do szpiku kości, wieje wiatr, pada śnieg. Marzę o ciepłym autobusie, który już dawno powinien przyjechać i zabrać do celu. Oprócz mnie na przystanku stoi tylko starsza kobieta, wokół żywej duszy nie widać. Któż chciałby wychodzić z domu w taką pogodę?</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Wyglądam autobusu. Jestem wpatrzony w miejsce na horyzoncie, w którym powinien się pojawić żółto-czerwony pojazd. Nic. Obracam głowę w drugą stronę, bo już mi zdrętwiała od tego ciągłego wygięcia w jednym kierunku. Z drugiej strony szybkim, nerwowym krokiem zbliża się mężczyzna z reklamówką pełną zakupów. Śnieg sypie mu prosto w twarz.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Zbliża się, zaraz będzie mijał przystanek. Wtem przystaje i z niemałym wyrzutem pyta kobietę stojącą ze mną pod wiatą: - Pani też tak chłopa wysyła do sklepu?!</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">Kobieta zdziwiona pytaniem nic nie odpowiedziała. Właściwie nie dał jej odpowiedzieć ów mężczyzna, który zaraz dodał: - W taką pogodę do sklepu. Co to jest? Do sklepu chodzi? A ta sobie siedzi w domu! Pani też tak swojego traktuje?</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Przynajmniej się pan dotleni - rzuciła kobieta.</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">- Dotleni... Dotleni...</div>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/05581130370219763446noreply@blogger.com0