2010-09-28

W Barcelonie

Mieszkam w Barcelonie. Pod względem komunikacyjnym to miasto sporo różni się od Warszawy. Nie ma tu właściwie korków, a autobusy nie mają ustalonego co do minuty rozkładu – na przystankach umieszczona jest tylko informacja, że w na przykład w godzinach między ósmą a dwunastą autobus jeździ co dziesięć minut. To wystarcza, bo Hiszpanie mają dość luźny stosunek do punktualności. Oprócz autobusów jest też metro, w porównaniu z warszawskim brudne i zapuszczone, z labiryntem korytarzy i korytarzyków, które trzeba pokonać zanim dojdzie się na właściwy peron. Są też tramwaje, ale tylko tyle, co kot napłakał. Jest i kolej podmiejska.

Na autobusy trzeba zwrócić tutaj największą uwagę, bo najbardziej różnią się od tych polskich. Wsiada się do nich tylko przez pierwsze drzwi, te od kierowcy, a wysiada pozostałymi. Może to wydać się nieco dziwne, bo w istocie trochę dziwne jest. Każdy od razu wyobraża sobie tłum pchający się do pierwszego wejścia, ale tłumu nie ma. Tłumem można nazwać tu grupkę dziesięciu ludzi, którzy wbrew pozorom nigdzie się nie pchają, tylko spokojnie czekają na swoją kolej. Nie muszą się pchać, bo nie muszą się obawiać, że kierowca odjedzie. Nie odjedzie, bo jest miły. Jest na tyle miły, że otwiera drzwi spóźnialskim, a niezorientowanym wytłumaczy w spokoju gdzie powinni wysiąść lub jaki przystanek znaleźć, żeby trafić w wybrane miejsce. Kierowcy w Barcelonie, ubrani wszyscy w biało-różowe koszule, uśmiechają się i odpowiadają „Dzień dobry”, kiedy pasażer wchodzi do autobusu. Ta życzliwość jest dla mnie niesamowita, to ona najbardziej odróżnia Warszawę od Barcelony.

Jeżdżę więc po Barcelonie autobusami i nadziwić się nie mogę, tej normalności, której w Polsce tak brakuje.

4 komentarze:

  1. Przeraża mnie to, że ilekroć czytam czyjeś zagraniczne relacje to na pierwszy plan wysuwa się w nich jedna rzecz, jakże nad Wisłą deficytowa: normalność.

    Życzę więc powodzenia i wielu zachwytów w obcowaniu z elementarną normalnością!

    Wilczyński

    OdpowiedzUsuń
  2. Barcelona... Jeździłem po niej 2 tygodnie. Z korkami jest rzeczywiście lepiej - pewnie przez to, że miasto jest dobrze wewnętrznie skomunikowane. - Nie ma sytuacji, że dwie dzielnice łączy 1 (jedna) ulica jak w W-wie. *Sieć* ulic jest gęsta, regularna, "domknięta" więc ruch ma się gdzie rozpraszać i czyni to z łatwością.
    A metro... jest zbudowane z godnie ze zdrową zasadą prostoty i minimalizmu środków. Stacja to w zasadzie kawałek tunelu, jak każdy inny, tylko że z peronem i kafelkami (i wyjściami). Standardowe do bólu (bliźniaczo podobne jest choćby w Paryżu) ale - skuteczne, zintegrowane z dworcami kolejowymi - co jest też elementarną normalnością, zdawałoby się. Nasz wschodni przepych i rozmach przy projektowaniu stacji (i innych elementów metra) to troszkę puszczanie pary w gwizdek. Ładnie "gwizda", ale na dłuższą metę - co komu z tego gwizdania...

    pozdrawiam - MW

    OdpowiedzUsuń
  3. Aha! Zapomniałem dodać... Fajne jest w okolicach Barcelony, że można bez narażania się na kłopoty wsiąść do pociągu bez biletu. Sądzę, że jest to w Hiszpanii jakaś ogólna prawidłowość, ale tego nie wiem na pewno. Wypróbowałem to na liniach Barcelona - Tarragona, Barcelona - Figueres, czyli powiedziałbym - średniodystansowych (szczeg. do Figueres). Gdy przechodzi konduktor, można normalnie kupić od niego bilet, wg zwykłej taryfy, bez żadnej kary. A gdy na danym odcinku podróży się nie pojawi - czasem się zdarza - to jest bingo.
    Starałem się tej opcji nie nadużywać, ale przy dłuższych wycieczkach trudno było czasem się oprzeć. Ceny biletów są astronomiczne jak na polską kieszeń, i rozumiem że jest w nie wkalkulowana taka możliwość. No a poza tym, jak się człowiek pojawi na stacji na 2 minuty przed odjazdem pociągu i nie zatroszczył się wcześniej o bilet, to jest to duże udogodnienie.

    Ogólnie - jest to jeden z przejawów szerszego zjawiska polegającego na tym, że "komunikacja zbiorowa" jest ustawiona przodem do człowieka, i nie traktuje go z założenia jak przestępcę i wroga. Jest po prostu dla ludzi. Tabakierka dla nosa a nie na odwrót. I to jest piękne.

    Pozdrawiam
    MW

    OdpowiedzUsuń
  4. … więc jednak Barcelona – cudownie Rafale!!! Liczę, że na następnym spotkaniu klasowym uraczysz koleżanki gorącym hiszpańskim… opalenizną :P czekamy z niecierpliwością.

    Pozdrawiam gorąco
    Ania
    P.S. ucałuj Izę.

    OdpowiedzUsuń