2010-11-15

Biedny człowiek

- Biedny, chory człowiek z downem - myśleli o nim ludzie, którzy jechali autobusem. Siedział na ostatnim siedzeniu, miał zamknięte oczy i co chwilę wył wniebogłosy. Ludzie zerkali, dziwili się, patrzyli ze współczuciem, niektórzy chichotali, jedna pani się śmiała. Śmiała się bez oporów, a opory powinna mieć tym większe, że siedziała tuż obok wyjącego chłopaka.

Autobus jedzie i jedzie, ludzie ciągle zerkają, pani się śmieje, a ja słucham wyjącego i zaczynam dostrzegać w wyciu jakiś sens. Zaczynam słyszeć w tym zawodzeniu pojedyncze słowa. Spomiędzy bolesnego "yyyyy.." i "aaaaa..." wyskakuje czasem bełkotliwe "seeeeerceee...", udało mi się usłyszeć "kłamstwooooo..." i "czuuuujeee...".

Obracam głowę w stronę chłopaka. Widzę panią, która bez oporów się śmieje. Teraz zauważam, że kobieta próbuje czytać książkę, ale z powodu śmiechu nie może. Spostrzegam też słuchawki na uszach chłopaka. I wszystko staje się jasne. On nie wył, nie cierpiał, on po prostu śpiewał, śpiewał piosenkę razem ze swoim idolem. Oczywiście, ten śpiew pozostawiał wiele do życzenia, ale nie było to bolesne zawodzenie człowieka z dwonem, ale gorzko-słodki śpiew melomana.

Autobus stanął na przystanku, meloman wstał wyszedł na ulicę i udał się w swoim kierunku śpiewając ze słuchawkami na uszach.