2011-08-03

Łopatka, a może w zestawie z grabkami?

Przystanek przy skrzyżowaniu ulicy Kinowej i alei Waszyngtona. Pulchna, starsza pani stojąca z kilkuletnim wnuczkiem zgina się do okienka kiosku. Pyta o coś, tłumaczy. Za nią młody chłopak, który chce kupić bilet. Rozgląda się nerwowo, podchodzi do krawędzi chodnika, sprawdza czy jego autobus już nie nadjeżdża. Wraca pod kiosk.

Starsza kobieta ciągle coś mówi do sprzedawcy. Po chwili sięga ręką do okienka i wyciąga z niego łopatkę. Ogląda ją, pokazuje wnukowi. Ten jest niezadowolony, kręci głową i łopatka wraca do kiosku.

Młody chłopak robi się coraz bardziej nerwowy. Zerka na ulice, w oddali widać już jego autobus, który zaraz podjedzie. Młodzieniec ciągle jednak nie ma biletu.

Kobieta wyciąga z kiosku inne zabawki. Tym razem jest to zestaw: łopatka, grabki i coś jeszcze, czego zidentyfikować nie mogę. Starsza pani ogląda wszystko dokładnie. Tymczasem chłopak niemal skacze już po kioskiem. Już się nie może doczekać swojej kolei, autobus się zbliża już stoi na światłach, zaraz włączy się zielone i będzie na przystanku.

Chłopak zużywa resztki swojej cierpliwości, bo kobieta zakup zaczęła konsultować z wnukiem. W myślach niecierpliwego młodzieńca starsza, pulchna pani zmienia się w starą, grubą babę. – Ileż można kupować łopatkę?! – myśli zapewne chłopak. I właściwie ma trochę racji, bo łopatka to nie jest samochód, ani samolot, pojemności skokowej nie ma, aerodynamika też ważna nie jest, ważny jest kolor i już.

Zielone. Autobus rusza. Starsza kobieta płaci za zabawki. Och, jakże długo trwa wydawanie reszty. – Bilet poproszę! – rzuca chłopak zanim kobieta zdąży zabrać resztę. Po co te pytania?! Jaki? Normalny? Ulgowy? Jednorazowy? A gdzie jest autobus, już jest, podjechał. Szybko. Jeszcze reszta! Znowu, jak to długo trwa.

Ma bilet, ma resztę, biegnie. Sprint na 30 m. Piii, piiii, piiiiiii! Zaraz drzwi się zamkną! Jest w środku. Udało się, zdążył. Teraz tylko wyrównać oddech.