2009-06-27

Oni, Chińczycy, dzieci

Na przystanku przy Śniegockiej do autobusu wsiada starsza pani ze starszym panem. Chyba znajomi. Usadawiają się na przodzie autobusu i kontynuują swoją rozmowę, którą rozpoczęli czekając na autobus.

Pan: - To cośmy zbudowali, to oni wszystko zniszczyli! - mówi wyraźnie zirytowany, machając przy tym ręką. Jego rozmówczyni przytakuje, coś odpowiada i po chwili dodaje: - Na przykład ostatnio, kupiłam sobie zapałki. I, wyobraź sobie, nie mogłam ich odpalić. Łamały się, kruszyły... Patrze na opakowanie, a one wyprodukowane w Chinach! - wyraz "Chiny" wypowiada z takim obrzydzeniem, że aż sam czuję niechęć do tego kraju - To już w Polsce się nie opłaca produkować? - pyta retorycznie.

Dojeżdżamy do skrzyżowania z ulicą Książęcą. Pani, oburzona Chińczykami, spogląda przez okno na ustawione wzdłuż krawężników biało-czerwone słupki , dzięki którym skrzyżowanie jest lepiej widoczne, i mówi: - I po co te słupki tutaj?! To żeby ludzie nie jeździli po chodnikach, trzeba słupki zrobić?! To nie widzą gdzie jest granica?! To oni myślą, że dzieci jeżdżą tymi samochodami czy kto?

2009-06-15

Niepogoda

Przystanek na Sielcach w Warszawie. Dwie panie w słusznym wieku rozmawiają o rolnictwie. - A byłam ostatnio na działce. Myślałam, że porządek zrobię, bo już trzeba, ale nic nie zrobiłam. Tak padało, że wszystko mokre, wszystko zalało. Dobrze, że córka zawiozła mnie samochodem tośmy nie zmokły przynajmniej - druga z pań kiwa współczująco głową.

Kobiety wymieniają jeszcze kilka zdań, których nie słyszę, bo zagłuszają mi jeżdżące samochody. Jest dziesiąta, zamiast siedzieć w pracy, ludzie jeżdżą samochodami. Długie sznury aut suną Czerniakowską, rozrywają się tylko wtedy, kiedy zatrzymuje je czerwone światło. Jeden sznur stoi, ale za to z drugiej strony rusza kolejny.

Chwila ciszy - znów słyszę rozmowę. - No i w tym roku nie obrodziły. Jak miały ten okres dojrzewania, to wtedy stały w wodzie i nic nie urosło. Ja mam taką jedną grządkę tylko, żeby się czymś zająć, ale za to sporą - rozmówczyni znów przytakuje.

Mnie też ta pogoda denerwuje. Dziś jest ciepło i słonecznie, ale jeszcze kilka dni temu... szkoda gadać. Padało, wiało i było zimno - jak we wrześniu czy październiku. Co to jest, żeby w czerwcu chodzić w jesiennej kurtce?!

Znowu auta zagłuszyły rozmowę pań. Najwyraźniej zmieniły temat, bo gdy się już uciszyło, usłyszałem tylko: - Nie, nie, na dzieci dziś nie można liczyć. Ciężko pracują - nie było w tych słowach żadnego wyrzutu, żadnych pretensji, raczej zrozumienie z lekką nutką żalu. Cóż, takie czasy - na dzieci i pogodę nie można dziś liczyć.

2009-06-07

Lepiej siedzieć niż stać

A oto historyjka czysto komunikacyjna, a do tego autobusowa. Zdarzyło się to wczoraj, w ładny, choć niezbyt ciepły dzień. Aura nie przeszkodziła jednak pewnej dziewczynie ubrać się jak w dzień duszny i upalny - odsłaniając wszelkie możliwe wdzięki. Szła więc dwudziestoparolatka, pośród ludzi ubranych w wiosenne kurtki i płaszcze, odziana jedynie w sukienkę bawełnianą z odkrytymi ramionami, która subtelnie, bez żadnej przesady, zakrywała to, co zakrywać powinna - ale nic poza tym.

Widziałem ją z daleka. Stałem na przejściu dla pieszych i czekałem na zielone światło. A Ona szła - kroczyła, sunęła, płynęła - po drugiej stronie ulicy. Nie sposób jej było nie zauważyć pośród zaspanych ludzi w szarych kurtkach. Swoim ubiorem zwracała na siebie uwagę. Spostrzegła ją również para, która stała obok mnie. Zauważyłem, że wymieniają uwagi na jej temat. Uśmiechają się.

Jest zielone światło, przechodzimy. Po chwili okazuje się, że podobnie jak ja, również para i to dziewczę w krótkiej spódniczce, będzie czekać na autobus na tym samym przystanku. Tymczasem, dziewczyna, jakby chciała się schować przed lepkim wzrokiem przechodniów, weszła pod wiatę. Natomiast para ustawiła się kilka metrów od zadaszenia, a ja gdzieś między dziewczyną a parą.

Stoimy. Spoglądam raz to na dziewczę, bo zdrowym mężczyzną jestem, raz to na parę, bo widzę, że ciągle rozmawiają o pięknej. Chłopak z pary, najwidoczniej zarzeka się, że ta dziewczyna na pewno mu się nie podoba, bo kręci głową i robi jakieś miny - zerkając cały czas w jej stronę. Tłumaczy prawdopodobnie, że nie lubi takich dziewczyn, bo pewnie puszczalska (choć myśli ma kosmate). Mówi, że nie nie przepada za kobietami po solarium, bo to sztuczne takie (choć dziewczyna cerę ma bardzo zdrową). Wyjaśnia, że makijaż ma za mocny (choć makijaż nie jest wcale przesadzony), a on przecież lubi naturalne. Tłumaczy, że woli słodkie blondynki, a nie tajemnicze brunetki, że lepszy płaski obcas od szpilki i długie spódnice do kostek od krótkich sukienek. A tak w ogóle, to ona na pewno jest głupia.

Wtedy to, uspokojona obszernymi wyjaśnieniami, jego wybranka pyta: - Chcesz usiąść? - Na co on, ażeby nie było wątpliwości, że chce zbliżyć się i pooglądać stojącą pod wiatą piękność, niby zastanawia się sekundę (choć odpowiedź zna już od świateł), robi kwaśną minę i mówi: - No... Lepiej siedzieć niż stać - I wtedy on, spokojny, że wybranka nic nie podejrzewa, i ona spokojna, że wybranek zapatrzony jest tylko w nią, udają się pod wiatę przystanku i ku uciesze chłopaka siadają metr od stojącej piękności.

I tak szczęśliwie wyszło, że chłopak, pod pretekstem wyglądania autobusu, mógł bezkarnie odwracać głowę w stronę pięknej i patrzeć na nią. Napawać się widokiem jej odsłoniętych ramion i nóg. Mógł zażywać chwili intymności - sam na sam - jego wzrok i jej udo - przez kilka sekund, tak blisko.

2009-06-05

Racja menela

A teraz sytuacja całkowicie niezwiązana z komunikacją. Akcja dzieje się w sklepie, w markecie na ulicy Marszałkowskiej. Stoję w kolejce do kas samoobsługowych, za mną para - podpity pan ze wstawioną panią. Oboje trzymają w rękach kilka puszek piw.

Zniecierpliwiony pan żali się partnerce: - Popatrz, takie długie kolejki, a oni kurwa dwie kasy otwarli tylko. Ja tu codziennie kupuje - domyślam się, że alkohol - ja tu codziennie kupuje i wymagam! - mówi. Nie mogę się z nim nie zgodzić. W tym sklepie to normalne. Ludzie czekają czasem w kilkunastometrowych kolejkach, a na chyba osiem kas pracują cztery albo pięć. Całe szczęści, że postawili dodatkowe cztery kasy samoobsługowe, to tłok się trochę rozładowuje. Niestety, po kilku tygodniach zepsuła się jedna z tych kas. Najpierw wisiała karteczka, że "w tej kasie tylko kartą można płacić". Później kasa zepsuła się na dobre. I tak nienaprawiona stoi do dziś.

Ale w tym sklepie to normalne. Kiedyś zepsuła się taśma, która przysuwa zakupy do kasjerki. Przez pół roku wisiała karteczka, która przepraszała klientów, że "taśma chwilowo nieczynna". Przez pół roku! Rację miał pan pijak, który stwierdził, że tu codziennie kupuje, więc wymaga. Ciągle niestety, nie tylko w tym sklepie, jest się TYLKO klientem.

Muszę więc spokojnie odstać w kolejce swoje dziesięć minut (a przyszedłem tylko po śmietanę). Stoję zatem i słucham. A pan pijak mówi dalej: - Ciekawe czy te maszyny (kasy samoobsługowe) wiedzą, że alkoholu nietrzeźwym nie sprzedajemy - zwraca się do partnerki i śmieje mówiąc - Zrobiliby taką kratkę. Proszę tu chuchnąć. Chuu, Chuu... Ooo, panu nie sprzedamy! He, he... - partnerka przytakuje, a on po chwili refleksji stwierdza: - Głupie to wszystko robią.

2009-06-02

Siła Baracka Obamy

I już teraz, na dobry początek, przytoczę pewną sytuację, którą miałem przyjemność (tak, przyjemność, bo śmieszne to było) spotkać na swojej drodze. Otóż, byłem w listopadzie albo grudniu ubiegłego roku w Zarządzie Transportu Miejskiego w Warszawie na ulicy Senatorskiej, w celu wymiany pękniętej karty miejskiej.

W okienku obok swoją sprawę załatwiał pewien pan, pewnie po czterdziestce, ale wyglądający znacznie starzej, bo zniszczony alkoholem. Chciał wyjaśnić jakieś zawiłości związane z niezapłaceniem przez niego mandatu. Nie słyszałem całej rozmowy, ale w pewnym momencie pani w okienku, po dłuższej nerwowej wymianie zdań z tym panem, powiedziała, że cała sprawa może trafić nawet do sądu. W tym momencie mężczyzna jeszcze bardziej się obruszył i krzykną na całą salę: - Policje na mnie naślecie, sąd na mnie naślecie! Co jeszcze? Może Baracka Obamę!

Wtedy zrozumiałem fenomen tego człowieka. Oczywiście, nie czterdziestolatka zniszczonego alkoholem, ale Obamy. Nawet w Polsce, w której niewielu interesuje się zagranicą, Barack Obama ma autorytet. Ma go nawet u tego pijaczyny, który uznał go za ostatnią instancję sprawiedliwości. Kogoś, kto stoi ponad polską policją i sądem. Kogoś wręcz świętego!

2009-06-01

Skąd taki pomysł?

Postanowiłem stworzyć ten blog pod wpływem wielu ciekawych rozmów zasłyszanych w środkach komunikacji miejskiej. Wiem, że podsłuchiwać jest niegrzecznie. Ale uważam, że wszystkie rozmowy, dialogi i sytuacje, z którymi stykamy się codziennie, świetnie pokazują, jakimi ludźmi jesteśmy. W komunikacji miejskiej wszystko dzieje się spontanicznie, zdarza się ogromna ilość nieprzewidywalnych sytuacji, niektórych nawet bardzo intymnych, które wymuszają natychmiastową, nieprzemyślaną reakcję. Czyli reakcję nieudawaną, bez lansu i pozy - prawdziwą.

Ten blog powstał po to, żeby dokumentować prawdziwe życie Polaków. Ma pokazywać jacy na prawdę jesteśmy, a nie jacy chcielibyśmy być.

Ponadto zapis rozmów (oczywiście, nie zawsze dosłowny z racji trudności technicznych) będzie nieocenionym źródłem wiedzy o tym, czym żyją, czym zajmują się współcześnie Polacy. Z kilka, kilkanaście lat będzie można porównać, jak zmieniło się nasze życie, co nas interesowało kiedyś, a co dzisiaj.

Zatem niniejszy blog będzie nie tylko źródłem, z którego czerpać mogą psycholodzy i socjolodzy, ale przede wszystkim, będzie kroniką dla historyków badających za kilkanaście, kilkadziesiąt lat nasze współczesne życie.